1 września wieczorem wyruszyliśmy w daleką podróż, przez Czechy, Słowację, Węgry, Serbię aż do słonecznej Grecji,gdzie bogowie żyli za pan brat z ludem, a mity i legendy są żywe do dziś. Jechaliśmy ciekawi wszystkiego; nowego dla nas świata, zwyczajów, kultury, kuchni a przede wszystkim ludzi. Pierwszy, dłuższy przystanek ze zwiedzaniem miasta, zrobiliśmy w stolicy Serbii – Belgradzie - ednym z najstarszych miast Europy. Ziemie między Sawą i Dunajem zamieszkiwane były jeszcze w paleolicie. Tu zwiedziliśmy Muzeum Wojska - dawną twierdzę położoną przy ujściu Sawy do Dunaju, pospacerowaliśmy na deptaku Kniazia Michaiła i nie wiedzieć kiedy nasz czas na zwiedzanie minął. Po nocy spędzonej w tak weselnej muzyki bałkańskiej, w belgradzkim hotelu rankiem nie do końca wyspani wyruszyliśmy dalszą drogę.
Po kolejnych godzinach spędzonych w autokarze dotarliśmy do celu naszej podróży – powitała nas Grecja –odziana w gaje oliwne skąpana w słońcu gorąca, upalna, mityczna i piękna. I na dzień dobry zderzenie dwóch temperamentów; polak – raptus, wiecznie w biegu i grek – spokojny, zadowolony, który na wszystko ma czas. Być może wpływ na taką a nie inną postawę ma śródziemnomorski klimat. Po męczącej podróży odpoczywaliśmy cały dzień i nie był to bierny odpoczynek, zwiedziliśmy wzdłuż i wszerz Paralie, przespacerowaliśmy się brzegiem morza Egejskiego, pluskaliśmy się w jego ciepłych wodach i plażowaliśmy ile wlazło. Naładowaliśmy baterie i pełni zapału następnego dnia rozpoczęliśmy zwiedzanie od wesołego rejsu na jedną z greckich wysp – Skiathos. Na statku Elizabet Dymitra przywitał na kapitan Kostas i przejął całkowitą władzę nad nami; była nauka podstawowych kroków tańca greckiego, degustacja lokalnych trunków,a przede wszystkim niezapomniane widoki. Zwiedziliśmy Skiathos i po obfitym obiedzie wypłynęliśmy na Kukunaries – Złota Plaże, a tu plażowanie i morskie kąpiele w migocącej złotem wodzie i pełny relaks. Spotykamy naszych rodaków ze Śląska, też zwiedzają Grecję, opowieściom nie ma końca , ale czas wracać do rzeczywistości i powoli, noga za nogą udajemy na nasz statek. W drodze powrotnej stoczyliśmy prawdziwą bitwę na kule wodne z pirackim okrętem. Było dużo radości i dobrej zabawy. Wieczorem wróciliśmy do Paralia, następnego dnia wyruszyliśmy w kierunku Aten. Znowu przed nami kilka godzin jazdy autokarem, a w perspektywie zwiedzanie Meterorów – klasztorów malowniczo zawieszonych w powietrzu na kilkusetmetrowej wysokości kamiennych filarach. Meteory robią niesamowite wrażenie, widoki na przepaście i Równinę Tesalska nie mają sobie równych. Fotografujemy ze wszystkich stron te cuda natury i za chwilę ruszamy dalej, by pod wieczór dojechać do Agioi Apostoli malowniczej wioski rybackiej nad Zatoką Eubejską, gdzie odpoczywamy po trudach podróży i nabieramy sił przed całodziennym zwiedzaniem Aten, ale to dopiero następnego dnia. Dzisiaj już tylko relaks i odpoczynek. g.k. Fotorelacja Z. Kwieciński